Olga Bołądź, Magda Lamparska, Julita Olszewska, Jowita Radzińska. Dziewczyny, które założyły fundację, by stworzyć kobiecą przestrzeń, gdzie można mówić o ważnych sprawach i po swojemu.
Gerlsy to one. Ale też nazwa ich fundacji oraz podcastu, który nagrywają.
Są bardzo ze sobą związane, choć totalnie różne. A przez to autentyczne i przyciągające. Bo czytając, co mają do powiedzenia, czy słuchając ich głosów, można się poczuć jedną z nich. Można zgodzić się trochę z Olgą, a jednak przyznać Julicie rację. Można ustawić się gdzieś między Magdą a Jowitą i poczuć się wygodnie.
Myślę, że każda z nas chce choć trochę zmienić świat. Nawet jeśli nie wie jak, to chętnie wesprze te, które tę odwagę już mają.
The Mother MAG: Lata 90-te dały nam rozkwit drobnej przedsiębiorczości, Kevina, jogurty, filmy erotyczne na vhs, mini playback show, otwarte granice. Ale dały nam też Spice Girls. A razem z nimi przyszło hasło ,,girl power’’. Czujecie tę moc, choć jesteście świadomymi siebie kobietami, a nie beztroskimi nastolatkami?
Julita: nie powiązałam nigdy ,,girl power’’ ze Spice Girls. Dla mnie pop był mega obciachem, sorry, chodziłam w glanach i porwanych ubraniach, chciałam być jak Kurt Cobain, a nie Posh Spice. Aczkolwiek hasło ,,girl power’’ totalnie do mnie przemawia i są dni, kiedy jest moim mottem przewodnim.
Olga: ja lubiłam i Spice Girls, i ,,mini playback show’’. Dopiero teraz dowiaduję się, że hasło ,,girl power’’ to lata 90-te. We mnie aktywowało się to kilka lat temu, gdy zrozumiałam, jak mocno potrzebuję dziewczyńskiej grupy i bycia częścią kobiecej wspólnoty.
Magda: nie wydaje mi się, że ,,girl power’’ ma bezpośredni związek z popowym Spice Girls, choć ja się dość otarłam o kult tego zespołu jako dziecko, będąc blondynką, która udawała ciemnoskórą Mel B. Chociaż, dziewczyny na scenie wy- krzykiwały te hasła, myślę, że wszystkie kobiety robiące ,,swoje” już od początku XIX wieku emancypowały i walczyły o równouprawnienie. W grupie jest duża siła, a jeszcze w grupie wspaniałych, charyzmatycznych kobiet, to można zaśpiewać: Mamy tę moc. I się nie damy!
Gerlsy to Wasza chęć tworzenia. Ok, ale po co od razu zakładać fundację?
Julita: mam totalną potrzebę pójścia w świat i szerzenia dobra, a fundacja ma strukturę, jest bardziej namacalna niż tylko moje pragnienie, żeby świat był lepszym miejscem.
Magda: wyobraźmy sobie cztery kobiety notorycznie na kawce. Przecież nikt o nas nie myślał poważnie?! Spotykają się na ploty, a nie do pracy. Szokiem było dla wielu, że trwamy w założeniach, że mamy cel, że do niego dążymy. Fundacja była potrzebna do podkreślenia, że to jest na serio, a nie kolejna histeria na 5 minut kobiet przy filiżankach.
Jowita: rozmawiałyśmy o tym, co dla nas ważne i co chcemy robić w tzw. przyszłości. Okazało się, że kolejna sprawa, która nas łączy, to potrzeba zmiany i realnego wpływu. Jesteśmy idealistkami, w różnych tematach, w różnym stopniu i dla nas fun- dacja to plan w dłuższej perspektywie – chcemy dzielić się tym, co mamy i wspierać kobiety i zmiany, które są w zgodzie z nami.
Olga: każda z nas ma inny talent; fundacja ma być również naszym miejscem twórczym. Chcemy siać swoje wizje i wciągać do tego inne dziewczyny. Czujemy też dużą potrzebę dzielenia się i pomagania, żeby oddać to, ile same fajnego dostałyśmy.
Mówicie – grubo albo wcale. Nie można tak pół na pół?
Julita: można, tylko mnie to nie interesuje.
Olga: mi nie chce się inaczej już rozmawiać, mamy na to za mało czasu.
Magda: grubo w naszym wykonaniu oznacza ,,szczerze’’. Przecież nie da się mówić tak trochę szczerze. Pamiętam, jak ktoś nas zapytał, czy my tak naprawdę rozmawiamy i czy nie boimy się, bo przecież przed kamerą trzeba założyć maskę, a ja myślę, że właśnie trzeba ją zdjąć. Autentyczność zawsze wygra.
Wierzę, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Wierzę, że zmiany są dobre. Ale zmiany idą w parze ze strachem, wątpliwościami i ryzykiem. Jak sobie radzicie ze zmianami, jakie macie sposoby na życiowe zwroty akcji?
Olga: przyzwyczaiłam się, jestem dobra w zmianach, bo moje życie to częsta zmiana.
Magda: moim mottem jest: Jeśli nic nie zmienisz, nic się nie zmieni. Jak można oczekiwać efektów, skoro cały czas robi się to samo? Lubię zmiany pomimo że są trudne. Jeśli są nieplanowane, trzeba na nie reagować. Wraz z przyjściem na świat mojego syna, pojawił się spokój i pokora, bo życie bywa różne.
Julita: YOLO – you only live once. To zawsze mnie ,,uprzytamnia”, skoro mam jedno życie, to czy na pewno chcę je właśnie tak przeżyć, czy na pewno w tym miejscu i towarzystwie? Wizja zmian wywołuje we mnie panikę, a potem, gdy decyzja zapadnie i proces ruszy, czuję się oczyszczona.
Jowita: znam cykl żalu i rozumiem, jak ,,przeżywa się” i jak za- zwyczaj ja przeżywam zmianę – strach, zaprzeczenie, zaskoczenie, złość, bezradność są po prostu w nią wpisane. Akceptuję to, przytulam się mentalnie i emocjonalnie albo daję kopniaka, żeby ruszyć dalej. Mój sposób na bezbolesną zmianę? Sama ją generuję! Dzięki temu mam możliwie duży wpływ na jej kształt i widzę jej sens. To jest według mnie kluczowa różnica. Te okropne, trudne i ciężkie zmiany to najczęściej te, których same nie wybieramy.
Różnie o nas mówią – że zawodowo wbijamy sobie szpile, plotkujemy na potęgę i bywamy powierzchowne. Jednak to z kobietami tworzymy kółka wzajemnej adoracji i tęsknimy za poczuciem wspólnoty. Co tak naprawdę łączy kobiety?
Julita: nie wiem, ale chociaż to, że urodzone w tej samej płci obciążone jesteśmy podobnymi oczekiwaniami kulturowymi i społecznymi. Wygadać się innej babce to dla mnie bezcenne doświadczenie, tylko ona skuma, o co mi chodzi, bo nawet gdy gadam długie godziny z moim parterem i jesteśmy na tej samej stronie, to w kwestiach dyskryminacji czy patriarchatu to ja jestem praktykiem, a on teoretykiem.
Jowita: jasne, to zupełnie jak argument, że kobiety są mniej zdolne, bo przecież tyle wieków twórczości, a Ty ile znasz wybitnych malarek, naukowczyń, etc.? Ledwie minął wiek praw wyborczych kobiet, dopiero drugie pokolenie kobiet (no, takie niebezpieczne uogólnienie, jak każde) pracuje zawodowo, powoli uzyskujemy głos – my tak naprawdę uczymy się dopiero siebie w sferze publicznej – współpracy i solidarności. Przecież nie śmiejemy się z dziecka, które po raz ko- lejny potyka się ucząc chodzić. Sobie też możemy dać trochę czasu i wyrozumiałości. A przede wszystkim aktywnie działać w tym kierunku, by innym kobietom dobrze się z nami pracowało, by przy nas się rozwijały, wzrastały i wzmacniały się.
Mnie osobiście bardzo boli, jak kobieta mówi, że nie lubi pracować z innymi kobietami. Oczywiście rozumiem i szanuję osobiste doświadczenia, ale pojawia mi się też pytanie, co Ty robisz, żeby w kobiecym gronie dobrze się pracowało?
Co sądzicie o tym, że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni? Niedawno zadano mi pytanie – skoro tak jest, to czemu pracodawcy nie zatrudniają kobiet? Skoro zarabiają mniej, to znaczy, że firma mogłaby oszczędzić… ale tak nie jest. Czy to chodzi o nasze kompetencje czy raczej ich brak?
Julita: kurde, nie przemawia do mnie taka logika, to są bar- dziej skomplikowane procesy, gdzie makroekonomia przeplata się z ekonomiką gospodarstw domowych. Ja zarabiam dużo mniej niż mój partner, ale są to inne zawody, nie możemy porównywać kompetencji, często nie idę do pracy, bo on i jego dniówka mają pierwszeństwo. Wiecie, jakie to ch*jowe być zakładnikiem czyjejś wysokiej pensji?
Jowita: tak, Jula świetnie to ujęła. Niby dobre pytanie, bo zadziorne, ale sensowna odpowiedź na nie wymaga analizy gospodarczej, społecznej i kulturowej. Niższe zarobki kobiet, nawet na analogicznych stanowiskach, są faktem; niższy status kobiecych zawodów jest faktem. Dlaczego w tej sytuacji pracodawca nie zatrudni lepiej wykształconej i tańszej kobiety? No może dlatego, że dbając o wizerunek swojej firmy w niektórych rolach nie chce jej widzieć?
,,Ja bym tak nie umiała’’, wątek z 8. odcinka Waszego podcastu ,,Gerlsy: grubo albo wcale’’. Czego byście nie umiały?
Jowita: od razu myślę, że to chodzi o to, czego nie chcę. Bo jak chcę, to uczę się umieć.
Olga: nie umiałybyśmy się cofnąć do pewnych kompromisów, jakie podejmowałyśmy, doszłyśmy do tego, że dobrze nam z każdym momentem naszego życia, z każdym potknięciem i każdą przygodą. Lubimy siebie za to, jakie jesteśmy, lubimy nasz sqad.
Czy są jakieś tematy, które są dla Was tabu? O których nie wypowiadacie się zbyt chętnie?
Julita: ja mam temat, którego nie poruszę publicznie, bo dotykałby bliskich mi osób, a wierzę w zasadę: ,,a przede wszystkim nie rób ch*jstwa
swoim bliskim”. Na inne tematy powszechnie uważane za tabu, jak tożsamość seksualna, kupa, uzależnienie, próby samobójcze, niepełnosprawność czy aborcja chętnie się wypowiem.
Jowita: poufność i intymność. Czasem jak nagrywamy podcast, to zastanawiam się, czy jest OK mówienie tak otwarcie o prywatnych sprawach. Bo ja decyduję o tym, co mówię, ale na przykład mój mąż nie i czasem mnie to spina – czy nie naruszam jego prywatności?
Olga: nie gadam na serio o swoim życiu prywatnym, nigdy.
Siła jest kobietą? A co z mężczyznami?
Olga: są ważni i tyle. My staramy się mówić głównie od siebie o tym, co nas dotyka i co przeżywamy. Mamy głód kobiecych wersji rzeczywistości. A mężczyzn kochamy, a oni mają się nami opiekować.
Julita: dodatki. Hahaha żartuję, jestem złośliwa. Mężczyzna kojarzy mi się ze skałą, a kobieta z oceanem.
Jowita: w tym kontekście? Nic. Też są siłą. To ma być w opozycji? Nie, dziękuję.
Czego zazdrościcie mężczyznom?
Julita: że mogą się zasłaniać zarabianiem pieniędzy, gdy znikają na długie godziny w pracy, nikt ojcu pracoholikowi nie powie, że to zły tatuś, bo przecież na dom tyra, na czesne synka w szkole, na to, żebyś ty mogła wygodnie żyć, a jak mamusia przepada w pracy, to wiadomix, ambitna lisica, biedne dziecko będzie musiało na terapię chodzić, żeby przepracować matkę w pracy…
Magda: zazdroszczę im, że nie potrafią często ogarniać tylu rzeczy co kobieta w jednej chwili, nie analizują tak bardzo jak my, nie mają w tak dużym stopniu wyrzutów sumienia i nie zastanawiają się, czy dadzą radę.
Jowita: nie zazdroszczę im, a nawet jeśli, to widzę, z jakimi trudnościami się mierzą i im współczuję. Złoszczę się o ich uprzywilejowaną pozycję, ale to skala makro, kultura, etc. Ja to w ogóle nie lubię zazdrości.
Olga: zazdroszczę im, że mniej rozkminiają i że czasem seksi się starzeją.
Kiedy poczułyście, że wolność wyboru to #musthave?
Julita: ja chyba w tym wzrastałam, bo mi rodzice mówili, gdy narzucałam sobie coś – trywialna sytuacja, jak mała Ju- lita wraca z domu i płacze, że coś tam musi do szkoły – nieprawda, nie musisz, możesz! A ja dalej w płacz, że jak nie zrobię, to nakrzyczą albo dostanę dwóję, a tata swoje – no popatrz, masz wybór, możesz nie zrobić i na ciebie nakrzyczą, ale wątpię.